Baza lokacji \ park konny w Zatwarnicy
- filmy Kino objazdowe, Hasło, Wolna sobota
- lokalizacja N 49° 13' 31.92'' E 22° 33' 5.89''
Puste baraki i puste ośnieżone podwórka: tylko kot i stróż wychodzą na powitanie kinooperatora, który nie może uwierzyć, że na seansie nie będzie widzów: „Co jest, wywiało wszystkich? To tak się kulturę wita?” Okazuje się, że bilety na film kupiły tylko 3 osoby (koszt biletów to w sumie 60 zł), ale i tak wszyscy mieszkańcy zostali skierowani do udziału w polowaniu. Skoro nie ma widzów, to nie będzie seansu, decyduje Mieciu Król i zaznacza: „sztuka ma służyć ludziom”.
„Gawełek, Gawełek, dawaj tu do mnie!” – woła szef parku konnego. – „Dzisiaj to mnie możesz pocałować” – odpowiada ze stoickim spokojem wozak Gawełek, bo w wolną sobotę nie ma zamiaru ruszać do pracy. Kierownik tymczasem nalega, że trzeba odebrać z dworca prelegenta, który przyjeżdża z odczytem „O pochodzeniu człowieka”. Młody mężczyzna skarży się, że nie może zaprosić kina objazdowego, bo aparatury nie da rady podłączyć do... nafty, tymczasem jego kierownictwo wymaga co miesiąc sprawozdawczości, jak wygląda oferta kulturalno-oświatowa dla bieszczadzkich robotników. Rozmowa toczy się w stajniach i na wybiegach dla koni, a zwierzęta traktowane są przez pracowników parku z największą czułością i miłością.
„Tylko koni mi żal” – mówi Michał Kopera, komentując swój wypadek. Dla niego oraz dla pozostałych wozaków konie to najlepsi przyjaciele. Sceny z udziałem zwierząt zostały nakręcone przede wszystkim w parku konnym w Zatwarnicy, gdzie dawne budynki istnieją do dziś. Najbardziej zapadająca w pamięć scena to ta, w której Michał Kapera mści się na żonie. Właśnie przyłapał ją na zdradzie: w złości wyprowadza młodą kobietę na podwórko, przywiązuje łańcuchem jej nogi do koni i każe zwierzętom ruszać…
Chłopom ta życiowa opowieść bardzo się spodobała. Chcieli się nawet dokładniej wywiedzieć, dlaczego wredna żona spracowanego wozaka zdradziła go z młodym góralem, podczas gdy on tak straszliwie tęskno za nią w tych Bieszczadach czekał… No a potem wyprowadził niewierną z baraku na środek podwórca, w samej króciutkiej nocnej koszuli, w bajoro po łydki, przywiązał łańcuchem do koni i tak tarzał w tym błocie i łajnie… Tę scenę budowniczowie z dróg i mostów oglądali parokrotnie, gdyż ileś tam razy powtarzano ją dla lepszego efektu. Tak mocno zapadła im w pamięć, że postanowili przełamać dość powszechną w swoim gronie niechęć do słowa drukowanego i z kart książki poznać dalsze losy rozgrywającej się w bieszczadzkiej scenerii historii.
Krzysztof Potaczała, Bieszczady w PRL-u, Lesko, Bosz, 2016, s. 211.